Pewnego razu
był sobie Świat.
Świat
zamieszkany przez Istoty.
Istoty było
bardzo, bardzo duże. Tak bardzo, że same nie miały o tym pojęcia.
Miały za to, oczywiście, różne inne pojęcia – jak to Istoty.
Istotom żyło
się czasem dobrze, czasem gorzej, a czasem w ogóle im się nie żyło.
Dlaczego?
To właśnie w
wielu przypadkach pozostawało Tajemnicą, albowiem przyczyny takiego stanu
rzeczy w ogóle nie było widać.
Aż pewnego dnia
jedna z Istot wynalazła coś, co nazwała Maszyną Do Oglądania Małych Rzeczy.
Maszyna, nazwana niebawem MDOMR-em, okazała się bardzo przydatna, bo można było
z jej pomocą zobaczyć rzeczy, których wcześniej nie dało się dojrzeć. Prace
nad MDOMR-ami trwały w najlepsze, udoskonalano je z każdym pulsem grawitacji.
Wtedy w
końcu ktoś wpadł na pomysł, aby sprawdzić, co takiego szkodzi Istotom,
sprawiając, że te żyją gorzej, albo wcale.
Prześledzono
z bliska wszystkie wklęśnięcia, szczeliny, system sterujący wraz z odwłokiem
logicznym i wypustką teologiczną.
I już
niebawem można było ogłosić odkrycie:
To
Multigromady Megagalaktyk – krążą, wypełniając sobą każdą wolną przestrzeń,
a niektóre z nich są jadowite.
Rychło
opracowano całą ich systematykę, zestawy przeglądowe i, co najważniejsze,
środki zaradcze. Czasem wystarczyło przetarcie środkiem galaktykobójczym,
czasem trzeba było aplikować go wielokrotnie do wklęśnięć i szczelin, ale na
ogół w końcu Multigromady Megagalaktyk zapadały się w sobie, kurczyły, szarzały, a potem
znikały bez śladu.
Czegóż
chcieć więcej?
A jednak
byli tacy, którzy z czystej żądzy wiedzy chcieli dowiadywać się ciągle czegoś
nowego. Nowe modele MDOMR-ów były coraz doskonalsze i już niebawem można było
zajrzeć głębiej. Okazało się, że Multigromady Megagalaktyk składają się z
jeszcze mniejszych cząstek, które nazwano Gromadami Megagalaktyk.
Prawdziwa
sensacja obiegła jednak wszystkie kanały informacyjne, gdy odkryto kolejne,
niesłychanie wprost małe elementy tworzące Gromady – czyli Megagalaktyki, niektóre
zresztą szczególnie jadowite. W najbardziej strzeżonych laboratoriach dokonywano
na nich eksperymentów i manipulacji i wiele sobie po tym obiecywano!
Znaleźli się
jednak tacy śmiałkowie, tacy niedowiarkowie, którzy nie wierzyli, że to już
koniec podróży ku najmniejszej cząstce.
Po latach
badań jedna z Istot wzniosła w końcu odwłok logiczny w geście triumfu.
Tak, mamy ją!
Cząstkę
absolutnie podstawową, nierozkładalną, jednolitą i zupełnie najmniejszą. Ziarno
wszechświata, pragrudkę materii, coś co z niczego się już nie składa, a z
której składa się wszystko.
To
Galaktyka.